tragiczna fabuła. Film o powstaniu Gone in 60 seconds (!), w którym zamiast Halickiego mamy jakiegoś Hollisa. Ogólnie Halicki chyba gorzej się poczuł, że musiał zrobić film, który wynosi na szczyt jego osobę. Do tego mamy na siłe wepchaną akcję (zamach na Hollisa), mnóstwo pościgów samochodowych (tragiczny wątek wieśniaka z prosiakiem, oraz żal z francuzami), plus na koniec lot sterowcem (oczywiście Goodyear). Cały film opatrzony nudną 'muzyką' (monotonne pukanie w fortepian, dziwnie podobne do tego z 'Gone...'), oraz podobnymi ujęciami (zwolnione wypadki, jak ten przejazd Mustangiem w Gone). Jeżeli były chwilami sceny, które budziły ciekawość, było to tylko CHWILAMI. Ogólnie film jest potwornie nudny i żałosny - ledwo zdołałem usiedzieć do końca. Nawet klimat jest zwalony - spodziewałem się tu bardziej lat 80, a mamy tu podróbkę 70s.
Halicki był chyba niezbyt dobrym scenarzystą i reżyserem z wyczerpanymi pomysłami - ale nie złym aktorem. Jego kreacje mimo wszystko budzą jakąś nić sympatii.
I za to film dostaje 3/10, a nie 1.
Nie polecam absolutnie!!!
To miała być KONTYNUACJA Gone in 60 Seconds, nawet główny bohater jest ten sam. Po czym powstaje Deadline Auto Theft który jest POPRAWIONĄ wersją Gone in 60 Seconds, po czym miał powstać właściwy Gone in 60 Seconds 2.. niestety Halicki zginął.. szkoda. Co do muzyki, to ona jest z żywcem wyjęta z Gone..